W spływie wzięły udział aż trzy pokolenia oldBOYS-ów, a może i cztery. Płynęły babcie, matki, córki, wnuczki i wnukowie, a także dziadkowie, ojcowie i synowie. No i jeszcze kilka ciotek i wujków. Idealnie się dopasowała pogoda, a i turyści z innych rejonów województwa nie za bardzo garnęli się po wczorajszej burzy. I dlatego tłoku na wodzie nie było. A zabawa była świetna. Trasa wymagająca, z mnóśtwem przeszkód i ostrych zakrętów. Rwący momentami prąd, który potrafił obrócić kajak w poziomie, niektórym obrócił też w pionie i sprowokował nurkowanie. To jednak młodzieńcza fantazja, a może i brak doświadczenia były powodem wodowania. Przez tego typu wpadki stawka się porozciągała, bo jak to w rodzinie bywa, trzeba było ratować "pływaków". Jedni popłynęłi przodem, a inni ciągnęli matruderów. Ale najważniejsze, że nikt nie ucierpiał. Owszem, zanotowano straty w sprzęcie. Ręcznik się wymieni, klapek się dokupi, ale okularów to już szkoda. Nie udało się ich wyłowić i zniknęły z pola widzenia bardzo szybko. W końcu wszyscy dopłynęłi do bazy i bawiliśmy się przy grillu. W tym roku było bardzo różnorodnie. Ogórki w curry, arbuz, ogórki w miodzie, sałatka colesław, ogórki zielone, pomidorki, ogórki musztardowe, jabłka, ogórki w sałatce na ostro, no i ogórki kanapkowe. Poza tym mięso w kilku odmianach i napoje o różnej temperaturze spożycia. Ogólnie zajefajnie.