maly turniejeGRZENIOLEŚ SHOW
Po ośmiu latach wróciliśmy do Górzycy, gdzie w 2008 roku wygraliśmy nasz pierwszy oficjalny turniej jako oldBOYS. Wtedy w finale wygraliśmy z Lechem Poznań, w którego składzie grali m.in. Mirosław Okoński, Mariusz Niewiadomski, Waldemar Kryger czy Paweł Wojtala.
Tym razem tylu sław polskiej piłki nie było ale w sześciu drużynach znalazło się kilku dobrze znanych w naszym światku oldbojów. Przyjechały zespoły z Kowalowa, Borka, Przytocznej, Witnicy, Słubic i Górzycy. Ustalono, że zagramy systemem każdy z każdym i ruszyliśmy na zielona trawkę.
W pierwszym meczu wylosowaliśmy gospodarza turnieju. Bohaterem meczu został Grzeniu. Rozegrał bardzo dobry mecz, a strzelenie dwóch goli i asysta przy trzecim, to tylko potwierdzenie jego formy. Pierwszą bramkę zdobył po solowej akcji, w której okiwał dwóch obrońców i położył bramkarza. Przy drugim golu asystował Kwiatek. Prostopadle zagraną piłkę Grzeniu przyjął z obrońcą na plecach, obrócił się i strzelił nad bramkarzem. Potem oddaliśmy trochę pola oldbojom z Górzycy i straciliśmy bramkę, ale ostateczny cios zadaliśmy za sprawą Grzenia i Bobika. Klasycznie wyprowadzoną kontrę zakończył Bobik, ale całą robotę wykonał Grzeniu, który pociągnął prawą stroną i do pustaka podał Bobikowi.
Kowalów postawił się nam bardziej. Przez pierwszą część meczu nie mogliśmy się wstrzelić, ale jak zaatakowaliśmy mocniej obrona Kowalowa się pogubiła. Przy jednym z naszych ataków obrońcy mieli problemy z wybiciem piłki. Gdy oni się zastanawiali, który z nich ma kopnąć piłkę, nadbiegł Grzeniu i... swoim sprytem ich wystraszył. Oni sami się pokopali i piłka spadła pod nogi naszego „sępa”, który pięknym strzałem pod poprzeczkę pokonał bramkarza. Za chwilę jednak był już remis, bo Górek trochę przysnął i przegrał pojedynek z Arturem Białym. Jak się okazało po meczu, Górek miał prawo się zdrzemnąć, bo całą noc spędził w swoim zakładzie pracy i na pewno tam nie spał. Za sprawą jednak Olesia mecz wygraliśmy. To on zdobył zwycięska bramkę mocnym uderzeniem z lewusa. Andrzej Udziela, który (jak się okazało po turnieju) został wybrany najlepszym bramkarzem, nie miał żadnych szans.
Wiedzieliśmy, że z Witnicą będzie bardzo ciężko i w tym meczu nastawiliśmy się na obronę i grę z kontry. Takie planowanie jednak na małym boisku nie ma zastosowania, bo przecież wszyscy atakują i wszyscy... w miarę możliwości bronią. Nie szło nam, chociaż obrona tym razem zagrała na zero, a Topek bronił jak w transie. Okazało się, że i on przepracował całą noc wykonując normę narzuconą mu przez pracodawcę. Ale 300% normy wykonał dopiero na turnieju. Z przodu denerwował się Grzeniu, bo jakoś mało miał możliwości pokazania swojego talentu. Jeden talent jednak pokazał. Krzycząc na swoich partnerów, wypłoszył stado żurawii czekających na pobliskim polu na odlot do ciepłych krajów. W tym roku zima będzie szybciej. Głośna reprymenda podziałała jednak mobilizująco, bo już po chwili prowadziliśmy. W dodatku, to Grzeniu rozpoczął meczową piłkę. Z autu podał Olesiowi, który obrócił się i z mańkuta strzelił nie do obrony. W końcówce przycisnęli Witniczanie, bo nie zwykli się poddawać, ale nie starczyło im czasu, a w dodatku dobrze w bramce ustawiał się Topek.
W kolejnym meczu na pochwałę zasłużyła cała obrona. Kierowana przez Kwiatka i wspomagana na bokach przez Piotrka i Górka, nie popełniła żadnego błędu. W drugiej linii błyszczał Bobik, a wchodzący z ławki Dafi nie odstawał od poziomu. Ci „szczupli” starsi panowie dwaj, z pomocą Olesia przeprowadzili najładniejszą akcję meczu. Przy linii autowej Bobik opanował uciekającą piłkę. Dobrze się zastawiając zobaczył, że Oleś zobaczył ustawionego na czystej pozycji Dafiego. Odegrał do Olesia, a ten do Dafiego przerzucił gałę nad obrońcami. Dafi już widział piłkę w siatce Korony Borek, ale... no właśnie, nie opanował jej w pierwszej chwili, a gdy miał ją już na nodze, to kąt był za ostry, żeby oddać strzał i podwyższyć wynik. Podwyższyć, bo już prowadziliśmy 2:0. Grzeniu z Olesiem, wcześniej już zrobili mecz. Staruszkowie z Borka wciąż grali wrzuty w pole karne na wysokiego napastnika. Tam jednak byli Kwiatek i Topek, którzy na przemian go wyprzedzali. Tak wybijane piłki przechwytywali albo Oleś, albo Bobik, albo Dafi, albo Grzeniu i przeprowadzaliśmy zabójcze kontry. Właściwie udało się tylko dwukrotnie, ale za to w ten sam sposób. Oleś do Grzenia na 1:0, potem Grzeniu do Olesia na 2:0 i było po meczu.
Ostatni mecz decydował o zwycięstwie w turnieju, a my ze Zjednoczonymi Przytoczna potrzebowaliśmy tylko remisu. Nie wyszliśmy na boisko z myślą o utrzymaniu wyniku sprzed pierwszego gwizdka sędziego. Tym bardziej, że Kwiatek zapowiedział upilnowanie „Khalidowa”, najlepszego strzelca zawodów, bo lubi grać przeciwko silnym i sprytnym zawodnikom. Nic z tego jednak nie wyszło i już na początku „Khalidow” ograł sprytnie Kwiatka i silnym strzałem pokonał Topka. Przytocznianie mieli świadomość, że prowadząc jedną bramką nie są pewni wygranej, a tylko wygrana dawała zwycięstwo turniejowe. Dlatego postanowili podwyższyć wynik meczu i przeprowadzili książkową kontrę. Spod bramki przeciwnika bardzo głośno zawył Grzeniu i to był sygnał do natarcia. Bombardowanie bramki nie przynosiło efektów, bo trafialiśmy albo w bramkarza, albo jak nie trafialiśmy w niego to też nie trafialiśmy w bramkę w ogóle. Dobrze, że kontrowanie już Zjednoczonym nie wychodziło, bo byłby pogrom. Gdy zostały 3 minuty do końca, piłkę wyprowadził Oleś. Podał do Grzenia, a on z powrotem do nadbiegającego Olesia, który pokonał w końcu bramkarza. Atakowaliśmy dalej, jednak ciężko było, bo upał i duchota, zmęczenie i upał oraz nerwy i duchota. Mało tego, Grzeniu zabił przed końcem meczu bramkarza. Zamiast w piłkę, trafił go w nos i graliśmy do końca w osłabieniu. Sędzia podpowiedział, że zostało 18 sekund, ale dolicza 1 minutę. W osłabieniu musieliśmy się cofnąć i czekać na błąd przeciwnika. Oni go, na nasze szczęście, popełnili. Dafi przejął piłkę i podał do Olesia, który zaczął tańczyć z obrońcami, jak Maradona z anglikami na MŚ w Mexico 1986. Najpierw wyprzedził jednego, potem przełożył drugiego. Z trzecim było gorzej, bo długo mu przeszkadzał, ale w końcu znalazł na niego sposób. Dwukrotnie ustawiał sobie piłkę na lewą nogę, a gdy już miał czyste pole huknął i mieliśmy remis. Potem Przytoczna rzuciła się na nas wszystkimi zawodnikami. Wycofali bramkarza i... oddali piłkę Olesiowi. Widząc pustą bramkę oddał ostatni, niestety niecelny strzał w turnieju.
I tym sposobem, w składzie: Topek, Kwiatek, Górek, Piodi, Bobik, Dafi, Oleś i Grzeniu, wygraliśmy kolejny sierpniowy turniej. Drugie miejsce zajęła Przytoczna, a trzecie miejsce wypracowała sobie Witnica. Następne miejsca przypadły Górzycy, Kowalowowi i Borkowi.
wyniki:
OLDBOYS – GÓRZYCA 3:1 (Grzeniu 2, Bobik 1)
KOWALÓW – OLDBOYS 1:2 (Grzeniu 1, Oleś 1)
OLDBOYS – WITNICA 1:0 (Oleś 1)
KORONA BOREK – OLDBOYS 0:2 (Grzeniu 1, Oleś 1)
OLDBOYS – PRZYTOCZNA 2:2 (Oleś 2)